Medialna dyspersja wyobraźni

Podstawowym zadaniem sztuki dotychczasowej było przyciągać i zadziwiać odbiorcę. Literatura miała ambicje trzymać w napięciu „od deski do deski”, kino wciągnąć widza aż do utraty poczucia rzeczywistości, muzyka i malarstwo również swój ideał formułowały jako całkowite poddanie się odbiorcy oddziaływaniu dzieła.
W tym celu dzieło było specjalnie komponowane, artysta tracił zdrowie by osiągnąć kompozycyjną jedność czyli„ nic dodać nic ująć”. Powstawały szkoły uczące jak komponować całości, jeśli nawet dzieło powstawało w częściach, to tylko po to by bardziej do siebie pasowały, miały bowiem tworzyć silny łańcuch przekazujący treści i sensy autora odbiorcom.
Odbiorcy byli również specjalnie szkoleni, jak powinni odbierać całości, wyjście z koncertu czy teatru czy nie doczytanie powieści – to nie godne człowieka kulturalnego praktyki, po to właśnie był kształcony by grzecznie podążać za linią autora i by na końcu odczytać „głęboki sens”- przesłania. Kto tego nie robił był ignorantem, prymitywem, albo przynajmniej niekulturalnym. Im lepiej przygotowany był odbiorca, tym sprawniej funkcjonował układ społeczny, w którym wszyscy grali jakieś role …
Twórca jako geniusz, który wie lepiej, czuje więcej – posługuje się zawodowo wyuczonym warsztatem, oraz podziwiający go „maluczcy”, których pogania krytyk i czuwa by nie wypaczali sensów.
Kulturalny odbiorca poddawał się tej lewatywie bez reszty, aż z biegiem czasu, jego doświadczenie zaczęło przerastać geniusz artysty /który zajęty „strojeniem genialnych całości”/ przestał się rozwijać, -społeczeństwo i tak gwarantowało mu wysoki status, nawet jeśli był zwyczajnym kabotynem. Wówczas właśnie odbiorca zaczął używać dzieł jedynie jako swoistej trampoliny do stwarzania własnych sensów i wyobrażeń.
Kiedy Umberto Eco uniósł wieko dzieła sztuki, okazało się nagle, że nie ma tam żadnej całości a jedynie „braki\” do wypełniania wyobraźnią odbiorcy.
Oczywiście nie od razu przejęli się tym artyści, nadal np. w filmach fabularnych przerażone kobiety w zamkniętych pokojach od drzwi do których ktoś pukał, do okna gdzie wzywały pomocy szły 7 minut a kamera uprzedzała kulturalnych widzów, pokazując o co nieszczęsna niewiasta się potknie. Wyobraźnia prowadzona na kulturowej smyczy po krętych schodach wieży z kości słoniowej aż na wierzchołek , skąd roztaczał się widok na sens całości utworu, doznawała olśnienia.
Aby się z tej smyczy nie urwać, w szkołach tresowano nadal dzieci jak odgadywać „prawidłowe sensy „ utworów i nadążania za autorem – „co autor miał na myśli „ ?
Co autor miał na myśli wiedzieli jednak lepiej nauczyciele niż on sam. Jeśli skojarzenia odbiorców /w tym przypadku dzieci/ były bardziej rozbudowane niż autor i nauczyciele mogli przypuszczać, wówczas orzekano, iż sens został wypaczony, a rodzice dowiadywali się iż mają nieudane dziecko.
Ten słuszny porządek rzeczy został naruszony nagle, kultura medialna doprowadziła do szoku zarówno autorów dzieł wiekopomnych, nauczycieli jak i odbiorców. Odbiorcy pytali artystów …co się stało ? a ci odpowiadali im tym samym pytaniem. Obydwie strony nie mogły uwierzyć, iż sztuka jest nieporozumieniem obu stron w tej samej kwestii.
Odbiorca nie jest już w stanie odgadywać sensów dzieła nadawanych przez autora,( sensy leżą poza tekstem), autor sam nie wie co nadawać stracił nagle moc nadania, mimo iż nadal emituje jakieś impulsy nie jest to już dawna symfonia, ani powieść, ani film, czy za werniksowany obraz … ani to wstrząsa ani przestrasza, ot jeszcze jedno dzieło w morzu różności. Autorzy orientują się że nie tylko odbiorcy nie nadążają za nimi, ale również oni za odbiorcami, cała dawna kultura dostała zadyszki, a cokolwiek jest „gonione” okazuje się pyłem pozbawionym całości.
Media pośrednicząc w komunikacji: segmentyzują, fragmentaryzują i autonomizują materiał, dzięki czemu może on być łatwiej przetwarzany.
Poszczególne sekwencje są tak krótkie i szybkie, że trudno z nich układać narracyjne sensy, są to raczej impulsy (a czasem już tylko ich powidoki) produkowane i rozpraszane z intencja by mogły się do czegoś przydać jako budulec. Nie pochodzą już z jakiejś całości wiekopomnego dzieła, wielkiej narracji, czy ważnego przesłania, to raczej klocki lego niż kawałek Altamiry.
Wydaje się iż nie chodzi tu o żadne przedstawianie, lecz jedynie o materiał budowlany dla wyobraźni, z którego „odbiorca” może stworzyć własną całość (choć w ogóle w szkołach go tego nie uczono), własne wyobrażenie .
Często nie chodzi nawet o wyobrażenia, a jedynie o ciągłe bombardowanie zmysłów, które już nie koniecznie potrzebują jakiejś idei porządkującej, bodźce te, może przejmować ciało odbiorcy, stające się drgającą membraną, której przeznaczeniem jest drgać niekoniecznie w tej samej częstotliwości co impulsy ją pobudzające. Drgania te oddziaływują na większą ilość zmysłów niż to można rozumieć w sensie wychowania przez sztukę, ono separuje zmysły, segregując im bodźce, osobno wizualizm, osobno dźwięki, dotyk, kinestetykę .
Interaktywne media oddziaływują polisensorycznie, nie są jednak jedynie prostą sumą bodźców dostarczonych przez wszystkie zmysły ani też linearną ich syntezą, raczej ich nie liniową indukcją.
Zmiany te możemy śledzić również w telewizji i filmie, które dzielą swe oddziaływania na coraz drobniejsze i szybciej przebiegające części, liniowość jest przerywana, albo zatraca się w nieczytelnych cyklach. Przywołany tutaj przykład filmowej kobiety, która idzie od drzwi do okna traci już dawny sens.
Nie tylko nie ma już kierunku od drzwi do okna, ale potyka się ona w jednym filmie a upada w drugim, sama puka do drzwi i sama boi się tego pukania, najpierw się boi a potem puka, a kiedy puka nie jest już blondynką, a wszystko to trwa parę sekund i na dodatek akcja jest powtarzana parę razy.
Czy w tej sytuacji jeszcze mamy do czynienia z jakimś linearnym opowiadaniem? Sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej w sztuce interaktywnej , gdzie autor dzieła np. instalacji odstępuje nie tylko od linearnego opowiadania , ale również od układania zawartości w ciągi , dostarczając interaktorowi jedynie materiału i technologii do wytworzenia przedmiotu jego własnej percepcji.
Interaktor (dawny odbiorca) swobodnie „buszuje” po instalacji, przekształcając lub tworząc formę według własnego uznania, limitowany jedynie materiałem i technologią przetwarzania, konstruuje produkt czasoprzestrzenny wewnątrz którego może sobie „podrgać” we własnym rytmie, korzystając z cudzej energii. Cudze obrazy, dźwięki, teksty (jako skończone całości ) są mniej interesujące niż wyobrażenia własne, a jeśli interesujące to jedynie jako przywłaszczenie ich drobin tworzywa do transformacji.
Transformacja jest tu przed reprezentacją, proces przed skończonym produktem, drobina przed całością. Kompozycję stanowią drobiny złapane na filtr własnej kondycji cielesnej i wyobraźni w danej chwili. Działa tu raczej mechanizm „galaktycznego rozproszenia” przypadkowych zderzeń i indywidualnego porządkowania tego, co przewija się przed zmysłami. Wydaje się, iż analogie ziemskiego zaścianka zostają przekroczone, tracą na wartości linie podziału-topografia płaska i hierarchia pionowa. Być może sztuka interaktywnych mediów ma już swoje analogony w przestrzeni pozaglobalnej (pozaziemskiej), kosmicznej – galaktycznej. Romantyczny autor miał ambicje tworzyć wielkie narracje i trafiać z nimi „pod strzechy”, być może dzisiejszy autor wysyła swoje drobiny w przestrzeń kosmiczną w nadziei że to odwieczne Tohuwabohu przemieni je w coś wartościowego. Transwersalny rozum nie szuka już punktów na zorientowanej biegunowo mapie oglądanej z lotu ptaka, przepływa raczej przez rzeczywistość jak drobina kurzu przyciąganą przez różne pola energetyczne współtworząc raz skupiska a raz rozproszenia. Wyobrażenia interaktora za niczym nie muszą nadążać, przemieszczają się raczej jak cząsteczki gazu, wchodząc ciągle w nowe styki energetyczne.
Sensem jest życie w ciągłej interakcji z najbliższym otoczeniem, nie szukając sensu jako widniejącego gdzieś punktu docelowego, wszystko jest w ruchu, kiedy tam dotrzemy punkt docelowy zmieni kontekst i wartości. Kiedy informacja oddzieliła się od transportu, zginęła droga, są bezdroża którymi podążają wszyscy potrącając się o siebie wzajemnie.
Medialne dzieła stykają się ze sobą, popychają się, nakładają na siebie, mieszają się z nie dziełami (reklamą, hałasem) są cytatami z cytatów, lub remiksami remiksów. W świecie tym trudno orientować się sposobami przynależnymi kulturze wyższej, w ogóle nie wiadomo które wartości są wyższe ( nie ma górnych półek) ani też nie wiadomo gdzie góra a gdzie dół, jakby wyparowała grawitacja.
Stosunkowo dobrze radzi sobie z tym światem uzbrojona w nowe technologie popularna kultura uczestnicząca. Uczestniczyć znaczy przekształcać, głównie informację, sposoby i punkty przekształceń są systemem orientacyjnym, jedynie operacje kontekstują nasze miejsce w szybko zmieniającym się środowisku. Korzenie musiały mieć swoje stałe miejsca, a antenom wystarcza częstotliwość. Tak jak cywilizacja koła wymagała wyobraźni podążającej koleinami, tak cywilizacja telematyczna wydaje się potrzebować wyobraźni dyspersyjnej, której cechą nie jest łączenie się w linearne ciągi, lecz raczej dobrowolne zgromadzenia molekuł, które mogą być wszystkim pod warunkiem, że za każdym razem zdołamy uchwycić zasadę porządkującą wszystko. Być może dlatego, tak szybko nudzi nas to co rozwija się linearnie i co nie dopuszcza naszej interwencji w ten przebieg. Choć nie jest jeszcze jasne, czy „skacząc” po kanałach telewizji szukamy interesującego programu, czy też bronimy się przed lewatywą kultury nadawców, jedno wydaje się pewne, spełniamy w ten sposób potrzebę interaktywności, związaną z transakcyjnym typem komunikacji której sens powstaje w trakcie dialogowania a nie jest jednostronnie transmitowanym sensem nadawcy.
Prosceniczne
dzieła, (te zgrabne piękne całości) stają się marginalne nie z braku szacunku dla kultury i talentu ich twórców, lecz znikomej ich użyteczności w formowaniu człowieka interaktywnej i telematycznej cywilizacji.
Tak jak dzieło epoki industrialnej nie mogło istnieć bez swojej reprodukcji, tak dzieło sztuki interaktywnej nie może istnieć bez operacyjnej percepcji interaktora, który dokonuje transformacji budulca i struktury. Dawne uprawnienia przynależne artyście, czyli interaktywne posługiwanie się technologią w tworzeniu formy dzieła, przechodzą dziś również na dawnego odbiorcę, czyli interaktora, ten jednak tworzy dzieło sam dla siebie, z materiału i technologii udostępnionych przez autora. Autor występuje w podobnej roli jak właściciel automatów do gier elektronicznych, dzierżawi odbiorcy pewne możliwości techniczne, oraz sposoby ich wykorzystania, użytkownik decyduje czy chce się rozwijać, poznawać, uczyć, tworzyć , czy się „ogłupiać”.
Cokolwiek postanowi musi działać, manipulować i wchodzić w interakcje z urządzeniami, jeśli przestanie działać, może oglądać urządzenie jak rzeźbę lub grającą szafę, ale oglądanie, czy słuchanie to przecież nie to samo, co działanie. W trakcie działania (zwłaszcza medialnego) nie jest realizowana ani linia wyobrażeniowa gracza, (urządzenie działa według jakiegoś programu),ani też linia wyobrażeniowa programatorów, ponieważ gracz realizuje własne strategie.
Modernistyczny model dominacji jednego gustu nad innym, jednej formy nad inną, jednego pomysłu nad innym mija, dominacja wyobraźni artystów nad światem wyobraźni odbiorców odchodzi, wolność pluralistyczna różni się od wolności modernistycznej. Tamta była wolnością artystów, społeczeństwa wyznaczały im bezpieczne pola autoekspresji w zamian za tworzenie wysublimowanych wartości utrzymujących społeczeństwo w stanie „dobrowolnej” sterowności na pożądane cele. Była to właściwie jedyna piękna, pożyteczna i dobrowolnie przyjmowana przez ludzkość „tyrania” ideologiczna. Ideologiczna, ponieważ celem każdej awangardy było narzucanie widzenia świata wąskiej grupy artystów ówczesnej kulturze.
Kiedy znika awangarda, znika również ogólnie obowiązująca hierarchia. Wielość i różnorodność prowadzą do ciągłych wyborów, sytuacje stają się bardziej lokalne o dużym stopniu skomplikowania, nie ma też już jednego obowiązującego kierunku dążeń. Coraz mniej jest punktów stałych jak: wykształcenie, upodobania, potrzeby, poglądy, dobra i środowisko. Szybko następuje eskalacja zmienności i wielości, ale czy nadmierna liczba sensów prowadzi do bezsensu a nadmierna ilość obrazów do bezobrazowości ?
Nie koniecznie ale utwory i sensy przestają być wyjątkowe w tak prosty sposób jak dotychczas, być może sztuka przestaje nadawać sens życiu, a nowym sensem indywidualnym jednostki jest wyłanianie sztuki z potocznego życia ?
Sztuką w takim ujęciu nie byłby wyjątkowy przedmiot, utwór, obraz, lecz specyficzna percepcja potocznej rzeczywistości w danym kontekście i czasie. Wyobraźnia kształtowana przez rzeczywistość medialną i wspierana przez wysokie technologie funkcjonuje jak elektroniczny obłok, który raz rozrzedza się by przenikać, to zagęszcza i eksploduje by dokonać autoekspresji działającego podmiotu.



Antoni Porczak
Kraków


„Wychowanie muzyczne i nauka o muzyce wobec przemian kulturowych i cywilizacyjnych” Akademia Muzyczna w Krakowie. Kraków 2003. ISBN 83-87128-41-9 Artykuł na stronie 41