Między rzeczywistością a jej obrazem

’Czasoprzestrzenie medialne… (Poznań) 24-26 wrzesień 1999 r.
“Między rzeczywistością a jej obrazem”.


Jedną z ważnych obaw naszego czasu jest obawa o nie odróżnianie rzeczywistości od coraz bardziej sugestywnych jej obrazów produkowanych przez media. Dyskusje o kryminogenności mediów masowych wskazują na powszechne przekonanie, że obrazy medialne kształtują rzeczywistość bardziej niż realne. Nauka nawet tak ścisła jak fizyka, dostarcza przykładów utożsamiania właściwości stanu rzeczy z właściwościami reprezentujących je obrazów, “…teoria względności, jak i mechanika kwantowa w swoich dotychczasowych interpretacjach są w istocie rzeczy teoriami obrazu”.(1). Media funkcjonują w przestrzeni rozciągającej się między oryginałem a obrazem. Przez oryginał rozumiem źródło emisji jakiejś energii, która dotarłszy do mózgu odbiorcy zostaje zidentyfikowana jako jego obraz. To, co postrzegamy w rzeczywistości, to obrazy, a nie stan rzeczy czy ciała fizyczne. To nie same zjawiska, ale ich konsekwencje (powiedziałby fizyk). W tym sensie jesteśmy zdani na życie w świecie obrazów, nawet gdyby nie były produkowane medialnie. Człowieczeństwo na tym właśnie polega, że prowadzimy świadomą grę pomiędzy różnymi obrazami. Dla informowania lub badania naukowego ważne jest, by obrazy wiernie “oddawały” stan rzeczy, a dla sztuki, by łudziły wiarygodnie. Sztuka jako wysokiej jakości fikcja zajmuje się produkcją sztucznych światów, które mają pochłaniać odbiorcę tak, by utożsamiał się z percypowaną sytuacją, czego przykładem może być sztuka filmowa. Cały dyspozytyw kina pracuje na to, by izolować widza od rzeczywistości i wciągnąć w ekranowe fikcje. Telewizja posługuje się dwoma typami obrazów, mówiąc w uproszczeniu, kinowymi i informacyjnymi. Te drugie są charakterystyczne dla medium telewizyjnego szczególnie kiedy są transmisją “na żywo”. Pojawiły się jednak obrazy nowe, zmieniające udział odbiorcy w tym, co toczy się przed jego zmysłami. Do obrazów tych zaliczyłbym gry komputerowe, sztukę interaktywną oraz niektóre formy komunikacji. Interaktor ma możliwość zmiany jednego obrazu w inny a przez to prowadzenie dialogu z urządzeniem technicznym. Wydaje się, że transformacja obrazów medialnych staje się podstawowym doświadczeniem współczesnego człowieka (obraz to nie tylko bodźce wizualne), co może mieć wpływ na postrzeganie rzeczywistości realnej, której również doświadczamy za pomocą obrazów. Inna jest jednak natura obrazów medialnych, różne są też możliwości ich transformacji. Komunikacja w przestrzeni medialnej upodabnia się do telepatii, mimo ogromnych czasem odległości obserwatora od źródła, emisja i percepcja stają się prawie jednoczesne. Obrazy telepatyczne powstają jedynie w umyśle odbiorcy, obrazy medialne mogą być dostępne również dla innych obserwatorów. Uwolnienie komunikacji od transportu pozwala na szybszy ruch informacji oraz sprawniejsze jej magazynowanie i użytkowanie. Choć przemieszczanie medialnej informacji w przestrzeni komunikacyjnej jest relatywnie szybsze, to jest ona mniej wiarygodna. W przekazach tych często godzimy się na rezygnację z prawdy w zamian za możliwość wielości oglądów, dlatego dąży się do przekazów wielo-zmysłowych, czego przykładem mogą być komunikaty audiowizualne, które są skuteczniejsze informacyjnie od monomedialnych. Wiarygodność przekazów medialnych często orzekana jest na podstawie znajomości transformacji obrazów, pod którymi stany rzeczy są ukryte. Jednak wiarygodne nie znaczy prawdziwe, a informacja to (w uproszczeniu) jedynie zauważalna zmiana jednego stanu w inny. Kluczem do rozumienia pojęć tak podstawowych jak przestrzeń i ruch jest zmiana; pozwala to w pewnym sensie ominąć popularne ujęcie przestrzeni przez czas. W takim ujęciu przestrzeń doświadczana jest przez ruch, a nie czas. Czas jest jedynie miarą ruchu w danej przestrzeni. Ruch jest zmianą w przestrzeni względem innych zmian, np. pozycji obserwatora. Zmiany w środowisku biotechnicznym następują coraz “częściej”, a to oznacza oczywiście więcej informacji, które z kolei skłaniają odbiorcę do tworzenia większej ilości kontekstów znaczeniowych i operacyjnych. Choć prawie wszystkie parametry zależą od obserwatora (on też jest ostatnią instancją procesu obserwacyjnego), są one również konsekwencją oddziaływań wzajemnych z obserwowanym zjawiskiem. Bierna obserwacja dostarcza mniej informacji, dopiero dokonanie działań, a właściwie wywołanie oddziaływań pozwala doświadczyć więcej. Dlatego cywilizacja medialna rozwija interaktywność również jako metodę weryfikacji obrazów rzeczywistości. Kiedy oddziałujemy na układ, który obserwujemy, wprowadzamy dodatkową energię, tworzymy inny kontekst, stawiamy jakby własne pytanie przestrzenne, wprowadzamy ruch (a każdy ruch jest w przestrzeni), rezultatem nie jest jednak czas ale zmiana jednego stanu w inny. W języku mediów tak zwany czas realny nie oznacza już pokonywania drogi przez informację między odległymi punktami przestrzeni topograficznej, jest raczej produktem przetwarzania ilościowego (pojemności) wydajności urządzeń w spełnianiu żądań użytkownika. “Kurczenie się przestrzeni”, choć znane od wynalazku telefonu i telewizji, dopiero w interaktywnych mediach daje się odczuć empirycznie przez możliwość żądania i prawie natychmiastowego otrzymywania od urządzenia technicznego określonych zmian. Droga pokonywana z szybkością światła przestaje być odczuwana zmysłowo. Ma to znaczenie dla tzw. teleobecności w przekazach live. Kiedy telefonuję do radia i jestem równocześnie “na antenie” mam pewność, że dana stacja radiowa istnieje, chociaż nie znam w ogóle jej adresu, wiem że działa w tym momencie, ponieważ natychmiastowo reaguje na moje poczynania. Wartością komunikacyjną wydaje się być sama interaktywna teleobecność. Wartość interaktywnego radia nie polegałaby już na tym, że emituje mądre, ważne treściowo audycje, ale na tym, że emisja i percepcja są odczuwane przez słuchacza biorącego udział w audycji przy pomocy telefonu jako jednoczesne. Audycje współtworzone są przez słuchaczy, którzy “do dzwonili” się, są wynikiem ich oddziaływań na program w czasie realnym. Massmedia “tłoczące” (jednokierunkowe), atakujące swą “lewatywą” nadawczą sprawiają, że ludzie pożądają jakiegokolwiek, choćby iluzorycznego wpływu na to co dzieje się przed ich zmysłami. Odbiorcy chcą mieć poczucie, że rzeczy dzieją się w tej samej co oni przestrzeni, przestrzeń ta sprawdzana jest przez wzajemne oddziaływanie komunikujących się podmiotów w czasie realnym. Do tej pory system społeczny zabezpieczał hegemonię nadawców, oni mieli prawo i technologie umożliwiające mówienie do mas. Podporządkowana temu była (jest jeszcze) edukacja, instytucje społeczne, a także praktyka artystyczna, liturgia, rozrywka i oczywiście media masowe. Jeśli ktoś otrzymywał prawo mówienia, to zawsze z woli władzy: w szkole można mówić za pozwoleniem nauczyciela, w mediach dziennikarza, w instytucji urzędnika. Dawniej nie można było “zatelefonować” do radia, “wejść na antenę” i powiedzieć co się chce, tak jak można umieścić “swoje mówienie” na stronie internetowej. Jednokierunkowa komunikacja (typowa dla tradycyjnych mediów) sprzyja stwarzaniu człowieka ogłuszonego, niemego, upośledzonego ekspresyjnie, knującego po cichu przeciw światu, który go przyciska nachalnością informacyjną. Pada on ciągle łupem jakichś nadawców, sam nie mając mocy mówienia. Jego świat jest urządzony tak, żeby potrzebował czy to artystów, czy to nauczycieli, czy to dziennikarzy, czy to polityków, sam może być jedynie częścią publiczności. Im częściej atakowany jest medialnymi obrazami, tym silniejsza może być potrzeba interakcji z nimi, obojętne przy pomocy jakich narzędzi, w ten sposób upewnia się, że jeszcze istnieje, bo środowisko reaguje na jego działanie. Bardzo często krytykując media, wskazuje się na negatywną rolę poznania zapośredniczonego, dającego “fałszywe” przekonania o rzeczywistości. Spróbujmy porównać poznawanie obiektu przez obrazy widziane nieuzbrojonym okiem i przez obrazy medialne (transformacja techniczna), w tym przypadku obrazy telewizyjne. Obraz obiektu percypowanego nie medialnie ma swój “oryginał” (źródło emisji) na terytorium, w którym znajdujemy się my jako odbierający. Weryfikacja prawdziwości następuje przez zbliżenie naszego ciała do obiektu, którego obraz widzimy, kresem tego zbliżenia jest dotyk, zapach, smak. Widzę np. obraz jabłka, zbliżam się( z doświadczenia wiem, jakie jest jabłko) i już samo zbliżenie pozwala stwierdzić, że jest to dobrze “podrobiona” atrapa, mam jeszcze w zanadrzu: dotyk, węch i smak, mógłbym dokonać też pewnych operacji na obiekcie. Całe to doświadczenie nie jest zapośredniczone (chyba że uznamy nasze zmysły pośrednikami mózgu), a zmiana obrazu wiąże się z manipulacją realnym obiektem(oryginałem), bądź ruchem naszego ciała (zmiana kąta widzenia obchodzenie) wokół tego oryginału, jeśli jest odpowiednio dużym obiektem trójwymiarowym. Media są narzędziami transmisji oryginałów z innej (przeważnie trudnoosiągalnej zmysłami) przestrzeni do naszej. Faktyczne źródło emisji energii (oryginał) nie jest dostępne naszemu doświadczeniu zmysłowemu, tylko jego obraz zdefiniowany przez technologię danego medium. Można by powiedzieć, że np. widzenie medialne to obraz obrazu danego oryginału. Przenoszenie informacji od oryginału do obrazu wygenerowanego przez mózg jest transformowane po drodze przez jakieś technologie. Przyjmując terminologię Mazura (2), skorzystajmy z jego definicji według której “informowanie jest to transformacja informacji zawartej w oryginałach w informację zawartą w obrazach”, i na przykładzie z jabłkiem prześledźmy, jak przebiega ta transformacja czyli informowanie przy pomocy np. telewizji. Nasze jabłko nie wiadomo czy prawdziwe, leży sobie np. w Kalifornii, my jesteśmy w Poznaniu i przy pomocy techniki telewizyjnej oglądamy transmisję w postaci obrazu monitorowego, widzimy na nim jabłko. Obraz jest czysty, dokładny, bez zakłóceń, ale
chcąc się upewnić, że to co oglądamy, jest rzeczywiście jabłkiem, intuicyjnie zbliżamy się, ale przecież nie do jabłka, a do ekranu monitora. Im bliżej jesteśmy, tym mniej obraz jest jabłkiem, a bardziej funkcją bombardowania kineskopu elektronami, piksele przestają “być jabłkiem”. W torze informacyjnym nie ma zakłóceń, a jedynie różnica dyspozytywów poznania. Poznawanie przez zbliżenie powinno mieć również medialny charakter, powinniśmy mieć techniczną możliwość manipulowania kamerą w Kalifornii, dokonać zbliżeń kamery do poznawanego przedmiotu, a, jeśli trzeba, przy pomocy innych urządzeń telematycznych dokonać operacji poznawczych. Znaczy to, że musimy sięgać medialnie do tej przestrzeni, w której znajduje się oryginał. Możliwość tego sięgania nie powinna być w cudzych rękach, nawet zapośredniczone doświadczanie powinno mieć charakter indywidualnej operacji obserwatora, wiarygodność przekazów medialnych wzrasta, jeśli są interaktywne. Media rozsiewające (stacje nadawcze), choć użyteczne poznawczo mają w pewnym sensie charakter kolonialny, ponieważ dyktują oglądy rzeczywistości. Nie chodzi nawet o ideologie, jakimi się kierują, ale o to, że technologia pośrednicząca w komunikacji jest na usługach nadawcy. Nie to jest głównym mankamentem, że poznawanie świata jest zapośredniczone, ale raczej to, że kto inny dysponuje zapośredniczeniem niż doświadczający podmiot. Media jako “przedłużacze” zmysłów powinny być w rękach percypującego podmiotu. Na obecnym etapie rozwoju wygląda to tak, jakby ktoś inny dysponował naszymi okularami, lupą, lornetką – decydował nie tylko o tym, co przez nie oglądamy ale też dyrygował powiększeniem i ostrością obrazu. W takiej przestrzeni czujemy się uzależnieni, nie możemy eksplorować środowiska według naszych potrzeb. Bardziej użytecznym narzędziem współczesnego człowieka jest telefon komórkowy. Pozwala na interaktywne komunikowanie stron niezależnie od miejsc, w jakich się znajdują, bo nie miejsce, a częstotliwość jest “terenem” spotkań. Dalszy rozwój telefonu jako multimedialnego osobistego terminalu (poczta głosowa, wyświetlacze obrazu) może zmienić oblicze komunikacji. Użytkownicy “komórek” nie są już tylko “tuczeni” przez cudze obrazy, słowa czy dźwięki, są partnerami dialogu, ponieważ dysponują urządzeniem nadawczo-odbiorczym. Komunikacja transakcyjna ma tę zaletę, że sensy są nie tylko przekazywane, ale i negocjowane w trakcie dialogu. Daje to możliwość wpływu na to, co dzieje się przed naszymi zmysłami. Telefon jest odwrotnością walkmana, który izoluje od świata, przysłania dźwiękowy obraz rzeczywistości. Telefon daje możliwości ekspresyjne, bez niego (na obecnym etapie) nie byłoby interaktywnego radia i telewizji, zakupów na żądanie, Internetu. Rozwój interaktywnych technik komunikacyjnych użytkowanych indywidualnie może człowieka zmienić bardziej niż dotychczasowe media. Poznanie operacyjne jest bardziej efektywne, nie chodzi nawet oto, czy bardziej prawdziwe, ale dostarcza więcej informacji. Jest wieloaspektowe, pozwala na wydobywanie istotnych dla nas informacji. Informowanie interaktywne jest też bardziej ekonomiczne, wybieramy tylko to, co nas interesuje, nie musimy godzinami gapić się w telewizor w oczekiwaniu, że być może pojawi się interesująca nas informacja, nie musimy przysłuchiwać się dyskusji w nadziei, że któryś z dyskutantów wyrazi nasze poglądy, możemy wziąć udział w grze i wygrać zamiast oglądać, jak inni wygrywają. Dobrym materiałem do analizy interaktywności byłyby gry komputerowe i sztuka instalacji interaktywnych. Gry wymuszają interaktywność, lecz swoboda postępowania interaktora jest ograniczana przez sztywne reguły ( skuteczność w czasie), instalacje natomiast nie narzucają sztywnych reguł, ale przez to nie da się łatwo ocenić ich skuteczności. Być może gdzieś między grami a sztuką instalacji powstawać będą przyszłe modele interaktywnej komunikacji społecznej.



Antoni Porczak





Przypisy.
(1) Andrzej Machnik “Poza czasem i względnością” ALKOR Gliwice 1998 r.
/strona 72/.
(2) Marian Mazur “Cybernetyka i charakter” PIW Warszawa 1976 r.